Estonia: do premiera bez papierów

Czy można sobie wyobrazić kraj będący zaprzeczeniem biurokracji? Taki, w którym trudno nawet wyobrazić sobie sytuacje opisywane w „Procesie” Kafki lub „Cesarzu” Kapuścińskiego. Krajem takim jest Estonia – o czym przekonał się dziennikarz Obserwatora Finansowego w czasie wizyty studyjnej mającej pomóc przygotować Polskę do przyjęcia euro.
Estonia: do premiera bez papierów

Tallinn (CC BY-NC-ND Diego's sideburns)

Estonia miała historię jeszcze tragiczniejszą niż Polska. Estończycy państwowość swoją po raz pierwszy zdobyli w 1918 roku, ale w 1940 roku kraj został rozjechany sowieckimi czołgami i pozbawiony elity. Dziś, mimo bardzo głębokiego kryzysu gospodarczego ostatnich lat, jego mieszkańcy sprawiają wrażenie zadowolonych z siebie, miejsca jakie przypadło im w historii i na mapie. W styczniu tego roku Estończycy przeszli na euro, a w marcu ponownie powierzyli ster rządów centroprawicowej koalicji pod wodzą premiera Andrusa Ansipa.

W Polsce Estonię zwykło się zaliczać do tzw. krajów nadbałtyckich, lecz sami Estończycy uważają się raczej za Skandynawów. Choć do fińskich, czy szwedzkich dochodów jeszcze sporo im brakuje, w niektórych dziedzinach ustanawiają światowe standardy.

Przejrzystość i otwartość

Estonia jest jednym z najbardziej zinformatyzowanych krajów na świecie. Skype, aplikacja do darmowych rozmów telefonicznych za pośrednictwem internetu, którą współtworzyli estońscy programiści jest marką rozpoznawaną na całym świecie.

Hot-spoty są wszędzie, w każdej knajpce, hotelu. Nawet w Kancelarii Premiera, po odebraniu kodu dostępu można się łączyć za pomocą laptopa, czy telefonu przez wi-fi. I zabezpieczenia są najwidoczniej wystarczająco mocne, by nikt nie obawiał się sabotażu, czy wycieku wrażliwych danych.

A podstawy do obaw by się znalazły. Po usunięciu pomnika żołnierzy radzieckich z centrum Tallina, nastąpił zorganizowany atak na systemy komputerowe państwa. Oskarżenia padły oczywiście na Rosję, choć dowodów nie było.

Z całej Europy do Estonii przyjeżdżają delegacje, by uczyć się jak zinformatyzować państwo. W tej dziedzinie Estończycy mają spore osiągnięcia. Za symbol można uznać, że w Kancelarii Premiera, umieszczonej w zabytkowym, odrestaurowanym budynku jest zainstalowany elektroniczny system do prowadzenia obrad rządu. Ministrowie nie przynoszą ze sobą żadnych papierowych dokumentów. Każdy z nich ma laptopa z którego na 4 ekranach – tak aby każdy mógł wygodnie widzieć prezentację referuje polecone mu sprawy. Podjęte decyzje natychmiast trafiają do opinii publicznej za pomocą środków IT. Był to pierwszy tego typu system na świecie.

Estonia znana jest też z tego, że jako pierwszy kraj na świecie wprowadziła możliwość głosowania przez Internet. W ostatnich wyborach w ten sposób oddało głos 15,4 proc. uprawnionych.

A jeśli jakichś danych nie ma w sieci, zdobycie informacji dotyczących funkcjonowania państwa, czy gospodarki jest bardzo łatwe. Planując wizytę, zwróciłem się do kolegów po fachu w Estonii z prośbą o polecenie osób, z którymi mógłbym porozmawiać. Po pół godzinie otrzymałem numery telefonów komórkowych do samego ministra finansów i szefa banku centralnego z radą – zadzwoń i umów się. W Polsce byłoby to trudne do wyobrażenia. Estonia jest znacznie bardziej otwarta.

Jest tu oczywiście różnica skali. Estonię zamieszkuje 1,3 mln mieszkańców, znacznie mniej niż w Warszawie. Małym krajem rządzi się znacznie łatwiej niż dużym.

Nie wszystko można jednak wytłumaczyć przez różnicę skali. Uderzającą rzeczą, gdy odwiedza się gmachy rządowe w Estonii jest porządek i akuratność. Fasady i wystrój wnętrz nie opływają bizantyjskim przepychem, ani nie są tandetnie prostackie. Są w sam raz – porządne i solidne.

Tego samego skandynawskiego ducha oszczędności można było też wyczuć, gdy Estończycy opowiadali o szczegółach swojej kampanii informacyjnej towarzyszącej wstępowaniu do euro. Słowem kluczem była „efektywność kosztowa”. Na przykład mimo bardzo napiętego harmonogramu, który niepokoił już nawet europejskich partnerów, Estończycy nie zrezygnowali z transportu kalkulatorów do przeliczania cen z Chin najtańszą metodą, czyli drogą morską.

Ten kto zna praktykę funkcjonowania instytucji publicznych w Polsce, wie że przy nadzwyczajnych wydarzeniach takich jak prestiżowe konferencje, prezydencja, itp. koszty są na odległym miejscu listy priorytetów.

Estończycy to nie strajkujący Grecy czy Włosi

Grzegorz Poznański, ambasador Polski w Estonii przytoczył historię obrazującą charakter Estończyków i to dlaczego udało się im dokonać bolesnych cięć wydatków budżetowych gdy w 2009 r. ich PKB spadł prawie o 14 proc.

– Jeden mój znajomy z Polski jest dyrektorem w estońskim zakładzie produkcyjnym. Kiedy wybuchł kryzys, firma stanęła przed koniecznością zwolnienia 30 proc. załogi. Ów dyrektor bardzo to przeżywał spodziewając się gwałtownych protestów. Kiedy w końcu na zebraniu obwieścił załodze smutną wiadomość, zamarł i oczekiwał na ostrą reakcję pracowników. Ale estońska załoga przyjęła to nadzwyczaj spokojnie i w ciszy powróciła na stanowiska pracy.

– Przeszliśmy przez tyle nieszczęść, aneksję przez Związek Radziecki, wywózki na Syberię, sowietyzację – tłumaczy Kaire Kodasma, mieszkanka Tallina. – Ludziom do szczęścia wystarczy to, że nie dzieje się nic naprawdę tragicznego.

Elastyczność i otwartość poprawia efektywność działania państwa. Także jego gospodarki. Dochód na głowę w Estonii (10 800 euro per capita) jest większy niż w Polsce (35 200 złotych, czyli 8950 euro). Dochód z uwzględnieniem różnic w poziomie cen jest jeszcze większy, bo na przykład w Warszawie za średnią pensję można kupić 0,5 m2 mieszkania, a w Tallinie 2 m2. Estonia ma bardzo mały dług publiczny – 7,2 proc. PKB. W szczycie kryzysu w 2009 r. jej deficyt sektora finansów publicznych wyniósł tylko 1,7 proc. PKB.

Rząd premiera Ansipa tłumaczył, że cięcia są konieczne ze względu na dobro Estonii. Możliwość wejścia do strefy euro to tylko miły bonus do polityki, która sama z siebie jest słuszna. I Estończyków ten argument przekonał. W styczniu 2011 poparcie dla euro wynosiło ok. 60 proc. Rządowi udało się przekonać grupy początkowo sceptyczne takie jak młodzież, czy osoby starsze. Jedynie wśród mniejszości rosyjskiej liczba przeciwników euro przeważa nad zwolennikami.

Bez zadęcia i kompleksów

W tej przejrzystości państwa i otwartej, szczerej komunikacji tkwi być może sekret do sukcesów, jakich Estonia dokonała w ciągu ostatnich 20 lat. Estończycy poważnie traktują siebie i innych, bo są poważnie traktowani przez swoje państwo.

W czasie mojej wizyty w Estonii z ust wysokiego urzędnika państwowego usłyszałem stwierdzenie – ludzie nie lubią, gdy ich się mami propagandą. Te słowa i kontekst, w jakich padły bardzo dużo mówią o tym, jak rządzą się Estończycy.

Tallinn (CC BY-NC-ND Diego's sideburns)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Niech dopłynie wreszcie euro do Bugu

Kategoria: Analizy
Na mapie Europy widać podział na Zachód z euro w obiegu i środkowo-wschodnie peryferia z własnymi walutami. O ile nie zdarzy się w świecie coś nie do wyobrażenia, euro sięgnie jednak w końcu Bugu, choć niewykluczone, że wcześniej dopłynie do Dniepru.
Niech dopłynie wreszcie euro do Bugu

Tydzień w gospodarce

Kategoria: Raporty
Przegląd wydarzeń gospodarczych ubiegłego tygodnia (25–29.04.2022) – źródło: dignitynews.eu
Tydzień w gospodarce